Polska Myśl Narodowa

Witryna Polska Myśl Narodowa stawia sobie za cel tworzenie i popularyzację opracowań na następujące tematy: interes narodowy Polaków w XXI wieku, polska tożsamość narodowa, postawa narodowa (nacjonalizm) kontra pseudopatriotyzm, historia narodu polskiego i jej narodowa wykładnia, ekonomia i zgubny wpływ forsowania neokolonialnego kapitalizmu na losy narodu, kapitalizm neoliberalny a demografia, cenzura i manipulacje socjotechniczne w Internecie. <!– naSSsDkNe6tDO2ACMtRb5IoMRwo –>

Cenzura: Google ukrywa, Polakom nie wolno znaleźć w Internecie

System informacyjny jest niezwykle ważny dla kształtowania postaw, poglądów i systemów wartości Polaków (i każdego innego narodu). Naród, który utracił kontrolę nad własnym systemem informacyjnym jest skazany na zagładę. Nie będzie w stanie skutecznie reagować na zagrożenia – bo nie będzie podejrzewał ich istnienia. Świadomość narodowa zaniknie – a wraz z nią – tożsamość narodowa. Sam naród zostanie wchłonięty bądź przez inny naród, który utrzymał kontrolę nad swoim systemem informacyjnym – bądź przez wielonarodowe imperium (w którym też jakiś naród dominujący przecież będzie).

System informacyjny jest złożony z wielu elementów, z których coraz istotniejszym jest Internet. Czy ktoś się kiedyś zastanawiał, na jak dużą część artykułów, które uznaje za ważne, natyka się przypadkowo, przeglądając rożne strony – bądź poprzez hiperłącza nadesłane przez znajomych? Czy ktoś pamięta ile ważnych dla siebie treści znalazł za pośrednictwem wyszukiwarki? Czy ktoś wie, jaka część informacji, które – przetworzone na artykuły, notatki czy wykresy – dotarły do niego, zostały pozyskane przez ich autorów(/autorki) za pośrednictwem wyszukiwarki? Zapewnie takiej rachuby nie robi nikt – gdyby zrobił – mógłby się przestraszyć. Ale dlaczego?

Nasz (XXI-wieczny) system informacyjny składa się z dwóch kanałów- biernego – to treści serwowane nam przez otoczenie (media i osoby, z którymi się kontaktujemy) i czynnego/interaktywnego – takim jest internet. Internet jednak nie jest jednolitym medium. Składa się on z witryn gromadzących pewne treści – wyselekcjonowane przez właścicieli stron i podstron (serwisów internetowych)- i stron gromadzących informacje katalogowe o zawartości wszystkich innych witryn (wyszukiwarek internetowych).
Serwisom internetowym nie musimy ufać – ich treści są przecież w jakiś sposób powiązane z poglądami i interesami właścicieli. Wyszukiwarki natomiast są w teorii zainteresowane jak najrzetelniejszym i najbardziej dokładnym katalogowaniem wszystkich stron/artykułów publikowanych przez serwisy. Sprawa ACTA pokazała, że wyszukiwarka internetowa może jednak kierować się określonymi interesami filtrując treści. Ale przecież „ocenzurowano” treści nielegalne – odnośniki do plików zamieszczanych przez osoby, które nie posiadają praw autorskich do tychże plików. Czyli możemy spać spokojnie?

A co jeśli – nie? Wyobraźmy sobie przeciętnego Kowalskiego. Jest on osobą jak każda inna – kierującą się rachunkiem ekonomicznym w poszukiwaniu treści w sieci. Ile stron z wynikami w wyszukiwarce przeciętna osoba jest skłonna przejrzeć, zanim zadowoli się serwisem dostatecznie dobrze opisującym zagadnienie? Wynik z której strony przeglądarki mógłby równie dobrze nie istnieć? Można powiedzieć, że Kowalski jest sam sobie winien – ogranicza czas na poszukiwania, więc czego oczekuje? Otrzymał kilkaset (/tysięcy) wyników, najtrafniejszych w stosunku do poszukiwanego terminu, przejrzał kilkanaście. Czy mamy nieskończenie wiele czasu na przeszukiwanie wyników dostarczonych przez wyszukiwarkę? Raczej nie. Dlatego te pierwsze kilka stron – to świadomość 90% (jeśli nie większej części) społeczeństwa. Powiemy – tak, ale wśród wyników znajduje się o wiele szersze spektrum opinii niż to, co przygotują dla użytkownika poszczególne serwisy.

A teraz wyobraźmy sobie sytuację, w której obywatel, stykając się cały czas z informacjami odfiltrowanymi zgodnie z interesem właścicieli mediów – trafia w wyszukiwarce internetowej na … informacje odfiltrowane zgodnie z interesem ośrodków wpływu („grup trzymających władzę”). Cenzura w Chinach jest mniej groźna – bo jawna. Cenzura, o której nikt nie wie jest niebezpieczna, bo powoduje, że dla Kowalskiego pewne idee nigdy nie pojawią się ani w mediach, ani w treściach, które samodzielnie odnajdzie (a de facto – które z podsuniętych mu w ściśle zaplanowanym porządku – wybierze). Oznacza to, że Kowalski byłby od kołyski po grób zaprogramowany – i nawet by o tym nie wiedział. Prawda, że jesteśmy w sytuacji bardzo odległej od opisywanej?

Mamy przecież Google.
Korzystając z przeglądarki google można mieć iluzję, że są tam praktycznie dowolne treści. To uspokaja użytkownika – oto ma gwarancję, że znajdzie artykuły dotyczące interesujących go haseł, w dodatku – poukładane według popularności na serwisach traktujących o danym zagadnieniu (nie chcę rozpisywać się o algorytmie pozycjonowania, bo nie jest on istotny dla dalszej analizy) – i do tego – bez cenzury. Ponadto istnieją rozmaite metody uatrakcyjniania swojego artykułu dla wyszukiwarki – i propagowania go na różnych serwisach. Ostatnio postanowiłem spopularyzować artykuł dotyczący multikulturalizmu. Odniosłem sukces – wyrażający się pozycją na pierwszej stronie. Cóż z tego, kiedy po kilku godzinach artykuł zniknął z pierwszej strony … i w ogóle z wyszukiwarki! Zaintrygowany sytuacją postanowiłem zbadać, czy w jakiejkolwiek wersji językowej mój artykuł jest jeszcze dostępny. Sprawdziłem, jak wyglądają wyniki wyszukiwania ze stron google.fr i google.de (ustawiając język wyszukiwania na polski, przejrzałem również google.ro – wynik był identyczny jak dla google.de). Popatrzmy na różnice:
Kliknij na ilustrację aby zobaczyć ją w pełnych rozmiarach
Aktualizacja 20.02.2012: w „międzyczasie” artykuł pojawił się (wygląda na to, że na stałe) na drugiej stronie wyników, co oczywiście nie falsyfikuje tezy o „nielosowym” charakterze rozbieżności pomiędzy wynikami wyszukiwania dla wersji polskiej – i wersji niepolskich (mimo ustawień zaawansowanego wyszukiwania na język polski). Nie chcę aktualizować reszty tekstu.
Aktualizacja 01.06.2012: tekst znajduje się obecnie na pierwszej stronie wyników google, nadal występują różnice w wynikach pomiędzy google.pl a serwisami lokalnymi innych krajów dla wyszukiwania w języku polskim. Sugeruję porównania wyników wyszukiwania innych haseł, np. „Jedwabne”, „hasbara”.

Wyniki okazały się bardzo intrygujące, bo wyszło na jaw, że dla „mojego” hasła ocenzurowany jest jeszcze inny, bardzo charakterystyczny artykuł. Zrozumiałem, że pierwsza strona wyników google.pl (i google.com) jest spreparowana – polski użytkownik ma znaleźć to, co ktoś chce, by zostało znalezione. To, czego ma nie znaleźć – ma się nie pojawić na pierwszych kilku stronach wyników.
W tym miejscu należy jednak zwrócić uwagę na dwa elementy funkcjonowania google. Pierwszy jest automtyczny – strony, do których tempo przyrostu linków jest „podejrzanie wysokie” mają niekiedy zaniżaną pozycję w wynikach wyszukiwania (swoista detekcja i penalizacja spamowania linków, rzecz znana specjalistom SEO jako „Google Bowling”, zwykle przy przyroście odnośników o kilka tysięcy). Drugi z elementów nie jest automatyczny – właściciel strony może zgłosić google, że stał się obiektem ataku „spamerskiego”. Ponieważ w pierwszym przypadku nie wiadomo, jaki jest próg przyrostu liczby hiperłączy, zaś w drugim sprawa rozpatrywana jest uznaniowo, google może dowolnie cenzurować swoją zawartość.

Cenzura w Google usuwa z polskich wyników wyszukiwania tekst Żydzi a Powstanie Styczniowe i jego planowo antypolski wymiar

Cenzurowanie wyników wyszukiwania jest obecnie jednym głównych kierunków rozwoju blokady informacyjnej. Proceder manipulowania wynikami przez google (przez właścicieli i „rozmaite” grupy nacisku) jest niezwykle niebezpieczny, ponieważ jest dla społeczeństwa poddanego cenzurze nieuchwytny. Internetowe „bydło” jest „wypasane” na „pastwisku informacyjnym” bez świadomości istnienia „ogrodzenia” i „pastuchów”. Prawdopodobnie każdy naród, który posiada własną domenę google równocześnie podlega odpowiedniej obróbce informacyjnej. Również Polacy – co osobom czytającym ten tekst może się wydawać oczywiste, tyle, że takie „oczywistości” niekiedy trudno jest wyłapać – i trudno ich dowieść. Dlatego szczególnie cenne są sytuacje, kiedy bezspornie możemy wykazać ingerencję google w wyniki.
Do niedawna na drugiej stronie wyników wyszukiwania przeglądarki google.pl występował wymieniony w tytule tekst „Żydzi a Powstanie Styczniowe i jego planowo antypolski wymiar”. W dniu 17.01.2013 w wynikach wyszukiwania dla hasła powstanie styczniowe artykułu już nie było – ani na stronie 1, ani na kolejnych (do 14, czytelnik może sprawdzić dalsze we własnym zakresie). Co najciekawsze – wyniki wyszukiwania dla google.de, google.fr, google.ru i google.com (przekierowanie z google.us) zawierają ww. artykuł na drugiej stronie wyników! Wygląda na to, że władze (bądź „inne ośrodki”) zajmujące się kontrolą obiegu informacji w III RP zareagowały prewencyjnie na wzrost wyszukiwań terminu powstanie stycznioweprzygotowując wyniki wyszukiwania tak, by nie zawierały niespodzianek i tekstów, które mogłyby zwrócić uwagę przypadkowych osób na pewne „aspekty” polskiej historii. Należy podkreślić, że strona nie niknęła całkowicie z bazy danych google, tylko została usunięta z wyników wyszukiwania dla konkretnego hasła – można ją odnaleźć poszukując innych fraz.

Sam incydent jest dość interesujący – świadczy, że artykuł „Żydzi a Powstanie Styczniowe i jego planowo antypolski wymiar” zawierał dane na tyle istotne i niewygodne (fragmenty książki S. Didier’a „Rola neofitów w dziejach Polski” – konkretnie rozdziały traktujące o działaniach Żydów w okresie poprzedzającym Powstanie Styczniowe i w trakcie tego zrywu) , że uznano jego usunięcie za konieczne. Najprawdopodobniej ze względu na oczekiwany wzrost zainteresowania hasłem „powstanie styczniowe” w jego 150 rocznicę.

Oto zrzuty ekranowe na dzień 17.01.2013, robione między 18.00 a 19.00 (pierwsza kolumna – pierwsze cztery strony wyników z google.pl, w kolejnych kolumnach wyniki dla google.de, google.fr, google.ru i google.com (google.us); wszystkie wyszukiwania przeprowadzone przy domyślnych ustawieniach wyszukiwarki, po wyczyszczeniu cookies; po kliknięciu na obraz poniżej otworzy się jego pełnowymiarowa wersja [2993×6964 pikseli]):
Żydzi cenzurują wyniki wyszukiwania Google dla hasła "powstanie styczniowe"
Jeśli imageshack nie działa – tu jest kopia bezpieczeństwa tej kompilacji zrzutów ekranowych (gif, 862 KB).

WNIOSKI:
Rzut oka na liczbę wyników zwróconą dla poszczególnych wersji google wiele mówi – google.pl zawiera do 1/3 stron skatalogowanych przez google.de, google.fr, google.ru czy google.com (google.us). Google.pl odcina więc polskiego użytkownika od znaczącej części katalogu! Reguły, według których dokonano selekcji stron do polskiej wersji google nie są szeroko rozgłaszane (o ile są w ogóle). Jakie wnioski należy wyciągnąć z zaistniałej sytuacji? Takie, że jeśli czegoś szukamy w sieci, nie należy używać polskiej wersji google. Pytanie tylko, jak długo jeszcze inne wersje google będą bardziej kompletne dla użytkowników z Polski (bo jeśli youtube.com uniemożliwia oglądanie pewnych filmów w pewnych państwach, to również google może już wkrótce dla żądań wychodzących z pewnych państw używać „specjalnych” zestawów wyników).

Cenzura w Google zwiększyła się o 1137 procent

Google, by móc operować w danym kraju, musi przestrzegać prawa w nim obowiązującego. W tym usuwać z wyszukiwarki treści w danym regionie niedozwolone. Ilość żądań o usunięcie danych wyników wyszukiwania zaczyna być niepokojąca.

Google udostępnia narzędzie, za pomocą którego rządy, przedsiębiorstwa i użytkownicy mogą zgłaszać witryny, które nie powinny pojawiać się w wynikach wyszukiwania z powodu łamania przez nich prawa. Narzędzie to jest często i chętnie wykorzystywane. Co niepokoi, z coraz większą intensywnością.

Ilość żądań usunięcia witryny z wyników wyszukiwania (tygodniowo)

W porównaniu do ubiegłego roku, ilość żądań usunięcia danych treści zwiększyła się o ponad tysiąc procent. Google otrzymuje milion żądań tygodniowo. W ubiegłym miesiącu zgłosiło się do niego 1825 właścicieli praw autorskich, 1406 organizacji antypirackich, zgłoszono 5 733 402 adresy i 32 545 domen! I nic nie wskazuje na to, by cokolwiek w tej materii się nie zmieniło…

Źródło: http://www.chip.pl/news/internet-i-sieci/wyszukiwarki-internetowe/2012/08/cenzura-w-google-zwiekszyla-sie-o-1137-procent

Tyle dowiedziałem się z moich „badań” dla jednego hasła. Postanowiłem sprawdzić, czy istnieją inne osoby, które zetknęły się z tym zjawiskiem.
Spośród znalezionych artykułów cztery uznałem za interesujące – i cytuję je w dalszej cześci tekstu:
1. Cicha cenzura w Google?,
2. Naród szczególnej troski dla właścicieli Google,
3. Cenzura w Argentynie: Sąd zakazał firmie Google umieszczania linków do stron “negujących Holokaust”,
4. Google i portale społecznościowe cenzurują treści chrześcijańskie.

Obraz wyłaniający się z tych artykułów jest dośc przygnębiający – i w pełni potwierdza on moje obawy. Korporacja Google z potentata w katalogowaniu i serwowaniu wyników poszukiwania zamienia się w dostawcę iluzji dostępu do informacji. W rzeczywistości jest kolejnym narzędziem propagandy. Jest to niezwykle niebezpieczne – i państwa narodowe powinny nie tylko uświadomić sobie skalę zagrożenia, ale także – podjąć wysiłek stworzenia własnych, narodowych systemów katalogowania i wyszukiwania – dostępnych jako usługa publiczna, nie podlegająca cenzurze korporacyjnej ani politycznej – a jedynie kontroli społecznej. Nie mam wielkiej nadziei, że Polacy prędko podobną usługę zobaczą. Tymczasem zapraszam do lektury tekstów, które wybrałem. Ale najpierw – dla anglojęzycznych czytelników – film:

Co Google i Facebook przed nami ukrywają? (WIDEO)

TED Google Facebook

Eli Praiser, przewodniczący organizacji MoveON, opowiada o tym, że Internet ukrywa przed nami rzeczy, o czym nie mamy nawet pojęcia, a korporacje takie jak Google i Facebook zmieniają sieć by dostosować ją do swoich korporacyjnych wymagań.

p.e.1984: W wystąpieniu jest mowa o „algorytmizacji” personalizacji wyników wyszukiwania. Moim zdaniem zaprezentowane powyżej zrzuty ekranu (i cała opisana sytuacja) wskazują na ludzką interwencję. To nie algorytm wyrzucił pewne strony wyłącznie z „polskich” zestawów wyników.

Przemówienie zostało wygłoszone w ramach majowego spotkania TED.

Tytuł oryginalny: „What Gog. and Facb. are Hiding „.
Opis oryginalny: Eli Pariser of the progressive organization MoveOn says the Internet is hiding things from us, and we don’t even know it. In this TED Talk he calls out Facb, Gog. and other corporations who are transforming the Internet to suit their corporate interests.

http://www.disinfo.com/2011/05/what-google-and-facebook-are-hiding/?sms_ss=tumblr&at_xt=4dd1663a780642a1,0
http://www.ted.com/talks/eli_pariser_beware_online_filter_bubbles.html

Film znaleziono tu: wykop.pl, uzupełnienia opisu – p.e.1984.

Już w 2002 roku pisano o problemie cenzury dokonywanej przez redaktorów, a nie algorytmy „personalizujące”:

Cicha cenzura w Google?

Raport Berkman Center – internetowego projektu badawczego Uniwersytetu Harvarda – rozpętał dyskusję na temat cenzury w Internecie.

Profesor prawa Jonathan Zittrain i jego student Ben Edelmanan przetestowali 2,5 miliarda stron znajdujących się w bazie Google – największej światowej wyszukiwarki internetowej. Porównywali wyniki przeszukiwania Interrnetu podawane przez oryginalny serwis Google.com z efektem pracy zlokalizowanych wersji serwisu. Okazało się, że w wersjach francuskiej i niemieckiej, Google nie indeksuje 113 stron podawanych przez oryginalny serwis.

Jak się okazuje, z bazy usunięto strony o treściach nazistowskich, rasistowskich i antysemickich. Zniknęła także strona Jesus-is-lord.com – fundamentalistyczna strona piętnująca religie inne niż chrześcijaństwo, krytykująca też instytucję kościoła. W odpowiedzi na raport Berkman Center rzecznik prasowy Google oświadczył, że usunięte zostały linki do stron które mogą zostać uznane za niezgodne z prawem danego kraju. Francja i Niemcy mają najbardziej rygorystyczne przepisy dotyczące propagowania treści rasistowskich i antysemickich.

Autorzy raportu stawiają jednak pytanie: czy Google – główna usługa wyszukiwawcza dla większości internautów na świecie – ma prawo do cenzury? Czy na stronie Google nie powinna pojawić się chociaż informacja o istnieniu usuniętych stron lub choćby notatka o fakcie filtrowania wyników wyszukiwania? Dodatkowe kontrowersje budzi fakt, że wśród usuniętych z indeksu Google znalazły się witryny, które nie łamią żadnych przepisów.

Źródło: Google: cicha cenzura?, 4D.pl, 30 października 2002.
Jarosław Zieliński
30 października 2002
Za: http://www.winter.pl/internet/w0536.html

W 2010 pojawił się dość alarmujący sygnał:

Naród szczególnej troski dla właścicieli Google

Przy okazji dokonywania poszukiwań w Googlach natknęliśmy się na link umieszczony z prawej strony, a więc w sposób szczególny wyróżniony.

Link ten to http://www.google.com/explanation.html. Poświęcony jest w całości zagadnieniu, dlaczego internauta, który wrzucił do wyszukiwarki słowo “Żyd” (“Jew”) może otrzymać wyniki, jakie wprawią go w zaniepokojenie (“disturbing”).

Google obszernie wyjaśnia przyczyny tego stanu rzeczy. Otóż jeśli wyszukujemy takich haseł, jak “judaizm” czy “naród żydowski”, otrzymujemy z reguły adekwatne, rzeczowe rezultaty. Natomiast hasło “Żyd”, ponieważ bywa używane w negatywnym kontekście i nabrało swoistego znaczenia ubocznego, nader często daje odnośniki o właśnie antysemickich treściach.

Google tłumaczy się też, iż algorytmy używane do wyszukiwania informacji na Internecie, z powodu swej niezwykłej złożoności nie zawsze mogą odpowiednio zareagować na “subtelności językowe” i dają rezultaty, których nie sposób przewidzieć. I oczywiście Google zdecydowanie odcina się od wszystkich treści, jakie nie są pozytywne dla Żydów, a które niestety odnalazła ich wyszukiwarka – a zarazem przypomina, iż rezerwuje sobie prawo usuwania stron, które łamią “Wytyczne Webmastera” albo które, ich zdaniem, są sprzeczne z obowiązującym prawem.

Poniżej, ku pamięci, zamieszczamy anglojęzyczny oryginał wyjaśnienia. Zarazem wyrażamy swe zdziwienie, dlaczego to akurat słowo “Żyd” (“Jew”) posiada tak negatywne konotacje u wszystkich narodów, które miały zaszczyt gościć u siebie przedstawicieli narodu żydowskiego. Dlaczego Żyd kojarzy się wiekszości znacznie gorzej niż Tatar, Rosjanin czy nawet Grenlandczyk? To bez wątpienia spisek.

Oczywiście myśl o tym, iż naród żydowski w jakiejś tam części zasłużył sobie na bardzo negatywne konotacje, żadnemu przyzwoitemu człowiekowi do głowy przyjść nie może, a gdyby przyszła, to już ją wyłapią specjalne skanery w miejscach publicznych, a dalsze kroki podejmie policja i prokuratura. Albowiem z definicji żadne informacje, które są dla Żydów “disturbing”, prawdziwe być nie mogą.
(…)
Źródło: http://marucha.wordpress.com/2010/02/14/narod-szczegolnej-troski-dla-wlascicieli-google/

Cenzura w Argentynie: Sąd zakazał firmie Google umieszczania linków do stron “negujących Holokaust”

Aktualizacja: 2011-05-17 4:30 pm

Działająca w Argentynie żydowska organizacja patronacka DAIA, zrzeszająca i koordynująca inne żydowskie podmioty operujące w tym kraju, wygrała w sądzie w Buenos Aires proces przeciwko informatycznemu koncernowi Google, Inc. (USA).

Sędzia Carlos Molina Portela ze stołecznego dystryktu sądowego numer 46, przychylając się do wniosku skarżącej organizacji żydowskiej, zobowiązał firmę Google aby wycofała się z podawania w swoich wyszukiwarkach linków do “antysemickich” i “negujących Holokaust” stron internetowych. Linki do tych stron ukazywały się podczas wpisywania przez użytkownika haseł, obok licznych innych sugerowanych linków. Zakazana lista opracowna przez cenzorów żydowskich z organizacji ObservatorioWeb monitorującej internet pod kątem tzw. antysemitzmu, zawiera 76 stron internetowych.

Jednocześnie, sędzia zobowiązął firmę Google, aby na wskazanych przez stronę żydowską zakazanych stronach nie zezwalał na umieszczanie sponsorowanych przez firmę ogłoszeń i reklam.

Jak twierdzi organizacja DAIA (Delegación de Asociaciones Israelitas Argentinas), zakazane strony “nie mają nic wspólnego z dyskusją akademicką, teologią, polityką czy filozofią”.

W Argentynie lobby żydowskie doprowadziło do wprowadzenia surowego prawa penalizującego tzw. kłamstwo oświęcimskie i inne wypowiedzi uznane jako “dyskryminujące”.
Opracowanie: Bibula Information Service (B.I.S.) – http://www.bibula.com – na podstawie DAIA (17 de mayo del 2011)
Źródło: http://www.bibula.com/?p=37982

Google i portale społecznościowe cenzurują treści chrześcijańskie

Najnowsze badania wykazały, że Google, a także znane portale społecznościowe takie jak np. Facebook „aktywnie” cenzurują chrześcijańskie i konserwatywne poglądy. Niektóre „nowe media” blisko współpracują z lobby homoseksualnym.
Organizacje: Krajowi Nadawcy Religijni (NRB) i Amerykańskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości zbadały praktyki kilku głównych interaktywnych mediów i usługodawców internetowych tj. Apple, iTunes App Store, Facebook, Google, itp.

Okazało się, że wiele popularnych witryn społecznościowych cenzuruje treści chrześcijańskie. Niektóre z nich wręcz zakazuje ich zamieszczania. Wszystkie portale społecznościowe, z wyjątkiem Twittera, stosują bardzo rygorystyczne zasady dot. wolności wypowiedzi. Ograniczają one wolność słowa w większym stopniu niż sama konstytucja amerykańska.

Według badania, siedem głównych serwisów społecznościowych wprowadziło zakaz „mowy nienawiści,” który wykorzystywany jest do krępowania wypowiedzi chrześcijańskich i konserwatywnych.

Przykładowo Google w marcu tego roku wprowadziło nowe wytyczne dla organizacji non profit. Ta bardzo popularna wyszukiwarka internetowa nie zgodziła się umieścić na swojej liście m.in. „kościoły i inne grupy religijne”, które nie chcą zatrudniać danych osób, ze względu na „religię lub orientację seksualną.”

Firma Google nie zezwoliła także Chrześcijańskiemu Instytutowi z Wielkiej Brytanii wykupić miejsce na ogłoszenie antyaborcyjne. Instytut pozwał Google do sądu.

Firma Apple dwukrotnie usuwała aplikacje, które zawierały treści chrześcijańskie od iTunes App Store. W obu przypadkach, Apple przyznała, że odmówiła dostępu do tych aplikacji, gdyż zawierały one poglądy chrześcijańskie, które ich zdaniem były „obraźliwe”.

Spośród 425 tysięcy dostępnych aplikacji na iPhonach firmy Apple, jedynymi cenzurowanymi aplikacjami były te, które zawierały treści chrześcijańskie.

Portal społecznościowy Facebook otwarcie współpracuje z aktywistami homoseksualnymi w celu wyeliminowania „anty-homoseksualnych komentarzy ze strony”. Stąd krytyczne uwagi na temat tzw. małżeństw tej samej płci, zachowań homoseksualnych itp. zagrożone są cenzurą. W rzeczywistości, w niektórych przypadkach takie treści już zostały usunięte przez tę witrynę.

Myspace, kolejny portal społecznościowy stosuje podobne praktyki. Nie zezwala na „homofobiczne” wypowiedzi.

Cenzuruje także You Tube, który usunął np. film dokumentujący napaść homoseksualistów na pokojowo demonstrujących na terenie jednego z kampusów w USA członków Akcji Studenckiej TFP.

Autorzy badań obawiają się, że ze względu na to, iż niektóre duże spółki negatywnie nastawione do poglądów konserwatywnych kontrolują dostęp do stron internetowych, mogą chcieć w jeszcze większym stopniu ograniczać swobodę wypowiedzi podmiotów chrześcijańskich.

Źródło: LifeSiteNews.com, AS.

Komentarz PiotrSkarga.pl:
Również Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi w 2007 r. doświadczyło podobnej cenzury ze strony firmy Google, która zakazała protest przeciw Karcie Praw Podstawowych wykraczając rażąco przeciw swobodzie wypowiedzi. Przypomnijmy.

Administratorzy internetowej wyszukiwarki Google zdecydowali o wstrzymaniu edycji sponsorowanego linku, kierującego do witryny protestuj.pl. Za jej pomocą prowadziliśmy akcję obywatelskiego sprzeciwu wobec ratyfikacji europejskiego traktatu reformującego (czyli de facto nieznacznie wyretuszowanej tzw. eurokonstutucji), a w szczególności Karty Praw Podstawowych.

Od początku listopada2007r. link pojawiał się w górnym rogu ekranu korzystającego z wyszukiwarki internauty wtedy, gdy użył on któregoś spośród ponad 8 tysięcy słów kluczowych, głównie związanych z Kościołem katolickim i jego nauczaniem, Unią Europejską czy samą Europą. Po kliknięciu na link otwierała się strona protestuj.pl, na której ostrzegaliśmy przed podjętą przez eurokratów próbą narzucenia unijnej konstytucji poszczególnym narodom Starego Kontynentu, bez oglądania się na ich wolę. Zachęcaliśmy też do wysyłania na adres Prezydenta RP sprzeciwu w tej sprawie wraz z apelem o odrzucenie KPP.

Ku naszemu zdumieniu otrzymaliśmy od administratorów Google AdWords informację:


Szanowni Państwo!
Dziękujemy za korzystanie z programu reklamowego Google AdWords. Po sprawdzeniu Państwa konta wykryliśmy, że co najmniej jedna reklama lub słowo kluczowe nie spełniają wymogów podanych w naszych wskazówkach.
(…) TREŚĆ REKLAMY:

laicka Eurokonstytucja wielkim zagrożeniem dla chrześcijańskiej Europy protestuj.pl
Podjęta decyzja: Zawieszona – Wymaga Poprawek
Problem(y): Niedopuszczalna zawartość

Podobne adnotacje znalazły się również przy innych fragmentach tekstu z protestuj.pl: Traktat Konstytucyjny zagrożenie dla chrześcijańskich fundamentów Europy; wyślij protest do Prezydenta. Nie pozwól, aby Twój głos pominięto; Karta Praw Podstawowych chrześcijańskie korzenie Europy celem laickiego ataku!; Cywilizacja śmierci uważaj; Karta Praw Podstawowych to atak laickiej Europy.

Administratorzy Google AdWords napisali też:


SUGESTIE:
Zawartość: W chwili obecnej polityka Google nie zezwala na
reklamowanie stron zawierających Religia i aborcja – treści powiązane.
Zgodnie z zapisem w warunkach umowy o świadczeniu usług zastrzegamy sobie
prawo do decyzji o akceptacji reklamy na naszych stronach według własnego uznania.

DEFINICJE ZASAD:

Niedopuszczalna zawartość: Google wierzy w swobodę wypowiedzi i dlatego
oferuje szeroki dostęp do zasobów Internetu bez cenzurowania wyników
wyszukiwania. Zwracamy również uwagę, że decyzje, jakie podejmujemy w
sprawie reklam, w żaden sposób nie wpływają na prezentowane wyniki
wyszukiwania. W chwili obecnej zarówno Państwa reklama, jak i wszystkie
słowa kluczowe zostały zawieszone.

O ile na stronach reklamowanych (a nie w samych reklamach!) na Google Adwords nie mogły się znaleźć się zestawione sformułowania „aborcja” i „religia” (to Kościół i katolicy świeccy najmocniej sprzeciwiają się zabijaniu nienarodzonych), to już wrzucając do wyszukiwarki słowo „aborcja” na czele wyników (a nie w rogu ekranu) znaleźć można było sponsorowany link do polskojęzycznej strony międzynarodowej organizacji propagującej mordowanie bezbronnych dzieci, częściowo zakazane w naszym kraju.

Z kolei w czerwcu 2011 r. administratorzy Facebooka ocenzurowali stronę Warszawskiej Krucjaty Młodych blokując informację o publicznej modlitwie różańcowej wynagradzającej Bogu i Najświętszej Maryi Pannie za grzech sodomski, zorganizowanej przez stołeczne środowisko Krucjaty 10 czerwca t.r., czyli w przeddzień tzw. Parady Równości. Wiadomość tę Facebook zaliczył do grupy tekstów, które „namawiają do nienawiści, mogą zastraszać lub zawierają elementy nieprzyzwoite”.
Niestety wszelkie pytania o dokładne sprecyzowanie, która część wiadomości była przyczyną podjęcia tak spektakularnej decyzji, i o przekroczenie jakich, konkretnie, punktów regulaminu chodzi, zostały zignorowane. To zdumiewające, tym bardziej, że wiadomość od administratora zawierała groźbę dezaktywacji konta, jeżeli dalsze korzystanie z Facebooka i jego opcji będzie „niezgodnie z regulaminem”.

Za: PiotrSkarga.pl

Zasady Przedruku z serwisu Polska Myśl Narodowa:
Przedruk jest dozwolony, pod warunkami:

  1. podania pierwotnego źródła, niezależnie, czy artykuł znaleziono na stronie myslnarodowa.wordpress.com, czy jako przedruk. Oznacza to, że cytując artykuł przedrukowany z serwisu Polska Myśl Narodowa należy podać na liście źródeł na pierwszym miejscu:
    myślnarodowa.wordpress.com
    lub pełny adres internetowy, np.:
    https://myslnarodowa.wordpress.com/2012/02/17/cenzura-google-ukrywa-polakom-nie-wolno-znalezc-w-internecie/
  2. niedokonywania skrótów ani zmian w tekstach i plikach graficznych.

2 responses to “Cenzura: Google ukrywa, Polakom nie wolno znaleźć w Internecie

  1. grzanek 3 września, 2012 o 10:40 pm

    Wygląda na to, że jesteśmy w czarnej… dziurze. Macki syjokracji* sięgają już wszędzie… Czy są jeszcze jakiekolwiek widoki na odbicie internetu z rąk hasbary i legionów ich pożytecznych idiotów?

    * – termin ukuty i propagowany przez dr. Davida Duke’a.
    ______________
    Odpowiedź p.e.1984: Tak na prawdę nie mamy pewności dokąd sięga „ręczne sterowanie” – ani jak duża część środków masowego przekazu podlega inwigilacji, reżyserowaniu trendów (trendsetting) i zalgorytmizowanej, automatycznej cenzurze. Część cenzorskich działań Google to ślepe algorytmy. Oczywiście nie należy zapominać o wszechobecnym kneblu – „poprawności politycznej”.

  2. Ktos 21 stycznia, 2013 o 10:47 am

    Nic w tym dziwnego, przecież google zostało założone przeż żydów- syjonistów. geszeft 21 wieku. Więcej info: http://radioislam.org/islam/english/jewishp/internet/jews_behind_internet.htm#google

Dodaj komentarz