Polska Myśl Narodowa

Witryna Polska Myśl Narodowa stawia sobie za cel tworzenie i popularyzację opracowań na następujące tematy: interes narodowy Polaków w XXI wieku, polska tożsamość narodowa, postawa narodowa (nacjonalizm) kontra pseudopatriotyzm, historia narodu polskiego i jej narodowa wykładnia, ekonomia i zgubny wpływ forsowania neokolonialnego kapitalizmu na losy narodu, kapitalizm neoliberalny a demografia, cenzura i manipulacje socjotechniczne w Internecie. <!– naSSsDkNe6tDO2ACMtRb5IoMRwo –>

Druk pieniądza, parytet złota i recesje

Przez internet przetaczają się dyletanckie nawoływania „konserwatywnych liberałów”, „wolnorynkowców” i wszelkiej maści zwolenników szkoły austriackiej do wprowadzenia parytetu kruszcowego dla walut, aby „rządy nie mogły drukować pieniędzy” – bo ma to rzekomo skończyć się inflacją.

Na początek spójrzmy, jak w historii kryzysów o charakterystyce zbliżonej do obecnie obserwowanej druk pieniądza przekładał się na inflację.

Przede wszystkim – co to znaczy „drukować pieniądze”? To oznacza powiększać bazę monetarną (monetary base, „high power money”). Tak się składa, że nie zawsze zwiększenie ilości pieniądza papierowego w obiegu przekłada się na wzrost agregatów pieniądza mających wpływ na inflację (bo o podaży pieniądza w gospodarce przesądza ostatecznie rozmiar akcji kredytowej banków – obserwowany za pomocą agregatów M2 i M3 – por. Mechanizm kreacji pieniądza i mnożnik kreacji pieniądza lub Money multiplier). Jedną z teorii wyjaśniających ten fenomen jest „liquidity trap”.
Spójrzmy na Japonię (GDP deflator to jeden z możliwych wskaźników inflacji):


Źródło: http://krugman.blogs.nytimes.com/2011/05/12/send-in-the-cranks/.

i na USA w latach 1929-1939:


Źródło: http://krugman.blogs.nytimes.com/2011/05/12/send-in-the-cranks/.

a na koniec – USA 2008-2011 (CPIAUCSL to inny wskaźnik inflacji):


Źródło: http://krugman.blogs.nytimes.com/2011/05/12/send-in-the-cranks/.

Widać więc, że „konserwatywni liberałowie” i „wolnorynkowcy” wszelkiej maści (szczególnie – podpierający się „szkołą austriacką”) mylą się i ogłupiają inne osoby. Druk pieniądza prowadzi do inflacji wyłącznie w niektórych sytuacjach. Wszystko wskazuje na to, że obecna recesja jest w przypadku USA bardzo podobna w zakresie charakterystyki makroekonomicznej do recesji obserwowanej w Japonii („stracona dekada”). W Japonii, pomimo intensywnego dodruku pieniądza – nie uniknięto deflacji– odwrotności inflacji. W USA w latach 1929-1939 również – mimo zwiększenia bazy monetarnej występowała deflacja. O szkodliwości deflacji napiszę za chwilę, tymczasem spójrzmy na ostatni z wykresów. Pomimo bardzo intensywnego zwiększania bazy monetarnej („dodruku pieniądza”) – inflacja w USA jest bliska zeru. Dlaczego tak się stało? Aby mnożnik kreacji pieniądza pozwolił przełożyć wzrost bazy monetarnej na wzrost pozostałych agregatów pieniądza (M2, M3) – muszą być chętni do zaciągania kredytów. Recesja to jednak taki dziwny etap cyklu koniunkturalnego, w czasie trwania którego większość podmiotów stara się spłacić długi (deleveraging), nie zaś – zaciągać nowe.

Liquidity Trap – pułapka płynności

Decyduję się na omówienie hasła, ponieważ w polskojęzycznej wikipedii czytelnik nie znajdzie tego, co się pod tym pojęciem rozumie obecnie w makroekonomii. Aby móc wyjaśnić pojęcie „pułapki płynności” muszę omówić model IS-LM.

Model IS-LM

Model IS-LM składa się z dwóch krzywych. IS to zbiór wszystkich punktów (kombinacji Y – dochód narodowy, i – stopa procentowa), dla których rynek towarowy jest zrównoważony (nie powstają nieplanowane zapasy, cała produkcja (Y) jest „skonsumowana”).

W uproszczeniu równanie krzywej IS można wyprowadzić następująco:
Y = A + c·Y·(1-t)-α·i
Y – PKB
A – wydatki „sztywne”
c – krańcowa skłonność do konsumpcji
t – stopa podatkowa
α –
+++++++++++++++++++++++++++
Jedyne co się dzieje w IS-LM to ile pieniędzy zostanie wydane w taki sposób, że w kolejnym okresie czyjś strumień dochodów będzie rozporządzany przez inną osobę (kredyt

Wzrost prywatnych inwestycji i prywatnej konsumpcji ma mieć miejsce przy spadku stóp procentowych (i), wzrost stóp procentowych czyni część inwestycji nieopłacalnymi (spada popyt na dobra i usługi inwestycyjne – np. maszyny i doradztwo) – i część zakupów na kredyt zbyt drogimi. Opadające nachylenie krzywej IS jest więc intuicyjne.
Krzywa LM to z kolei zbiór takich punktów, dla których na rynku pieniężnym występuje równowaga. Zostało zaspokojone zapotrzebowanie transakcyjne na gotówkę, a depozyty (podaż pieniądza na rynku pieniężnym) zrównały się z zapotrzebowaniem podmiotów na kredyt (założenia: ceny P i ilość pieniądza M są stałe wzdłuż LM).
Decyzje o utworzeniu depozytu są wypadkową dwóch potrzeb – pierwsza to popyt na gotówkę wynikający z potrzeby dokonywania zakupów dóbr i usług, druga – to chęć lokowania gotówki w inwestycje przynoszące zysk. Kiedy rośnie stopa procentowa wszyscy starają się jak najkrócej posiadać gotówkę, bo jej przetrzymywanie oznacza utratę przychodu z odsetek. Kiedy stopa procentowa jest niska – mniej osób jest skłonnych zaoferować swoje pieniądze innym, przetrzymywanie gotówki jest obciążone niższymi niezarobionymi odsetkami. Nachylenie rosnące krzywej LM w normalnych okolicznościach (linia zielona na rysunku) jest efektem tego, że gdy rośnie liczba dóbr i usług (Y), rośnie również zapotrzebowanie na „pieniądz transakcyjny”, w efekcie – spada podaż środków lokowanych na procent. Podmioty chcące kredytować inwestycje bądź konsumpcję konkurują o mniejszą dostępną ilość pieniądza – stopy procentowe powinny więc wzrosnać (arytmetyczne wyprowadzenia krzywych IS i LM można znależć np. w książce „Elementarne modele makroekonomiczne” M. Garbicza i E. Golachowskiego).
W teorii dodruk pieniądza przesuwa krzywą LM w dół i w prawo (quantitative easing – w systemie bankowym przybywa pieniądza, dzięki czemu staje się on „tańszy” – spada cena kredytu, a w efekcie – rośnie liczba podmiotów chętnych do zaciągania kredytu (w celu dokonania zakupów konsumpcyjnych i inwestycyjnych – zatem rośnie produkcja (Y), dla której rynki finansowe są w równowadze przy danych poziomach stóp procentowych), co pozwala osiągać wyższy poziom wykorzystania możliwości produkcyjnych, dany przecięciem krzywej IS z krzywą LM. Monetaryści twierdzą, że dodruk pieniądza (wprowadzanego przez system bankowy – i odczuwany jako spadek stóp procentowych) nie będzie skuteczny, ponieważ rynki natychmiast uwzględnią dodruk w poziomie cen (czyli – dojdzie jedynie do inflacji). Keynesiści negują możliwość natychmiastowych dostosowań cen i płac (pojęcia: „lepkość cen”(price stickiness), „bezwładność płac”(wage sluggishness)).
Pułapka płyności (liquidity trap): model IS-LM, Kliknij na ilustrację aby zobaczyć ją w pełnych rozmiarach
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Liquidity_trap, modyfikacje i komentarze własne p.e.1984.

Pułapka płynnosci (liquidity trap)

Pułapka płynnosci (liquidity trap) może być przedstawiona w ramach modelu IS-LM następująco (linia niebieska LM): w przypadku, kiedy stopy procentowe są bliskie 0 dodruk pieniądza (przesunięcie LM -> LM’) nie doprowadzi do spadku stóp procentowych (i) – a w efekcie – wzrostu popytu finansowanego z kredytów. Inna interpretacja tej sytuacji może być następująca – podaż pieniądza na rynku pieniężnym jest o wiele większa od popytu na pieniądz (związanego z potrzebą finansowania wydatków inwestycyjnych i konsumpcyjnych) – i zwiększanie podaży pieniądza niczemu nie służy (w takiej sytuacji punkt na krzywej LM, w którym się znajdujemy jest wyznaczony wyłącznie przez obsłużony popyt na kredyt – co podczas kryzysu jest funkcją m.in zdolności kredytowej; pamiętajmy, że w sytuacji niepełnego wykorzystania mocy produkcyjnych popyt na kredyt inwestycyjny spada, a konsumenci – w obawie przed bezrobociem – ograniczą zaciąganie kredytów konsumpcyjnych). Jeszcze inaczej – aby skłonić podmioty do kredytowania konsumpcji i inwestycji (strona popytu na rynku pieniężnym) stopy procentowe oferowane na rynku pieniężnym musiałyby być ujemne – ale w takiej sytuacji wszystkie podmioty po stronie podaży opuściłyby rynek pieniężny (pamiętamy cały czas o założeniu stałości cen – pieniądz w materacu nie traci na wartości).
W takiej sytuacji jedyny sposób na zwiększenie stopnia wykorzystania mocy produkcyjnych to wzrost wydatków (przesunięcie krzywej IS w prawo). Jeśli państwo zacznie, za pożyczone pieniądze, realizować w takiej sytuacji np. inwestycje infrastrukturalne, nie spowoduje to wzrostu stóp procentowych (i), nie wystąpi więc spadek inwestycji i konsumpcji osób prywatnych wskutek wzrostu kosztów kredytu (tzw. „wypieranie” – „crowding out”).

Teraz spójrzmy jeszcze na to, jak radziły sobie w latach ’30 XX w. gospodarki krajów zachowujących złoty parytet – w porównaniu z gospodarką państw, które system waluty opartej na złocie opuściły:

Źródło: http://www.econbrowser.com/archives/2010/10/why_is_the_fed.html
Z walutą denominowaną w złocie wiąże się pewien problem. Otóż w sytuacji dużej niepewności liczne podmioty wycofują gotówkę z rynku – i chowają do materaca (banki przestają być bezpieczne, wszyscy boją się ich niewypłacalności z powodu „złych długów”). Spadek ilości pieniądza w obiegu kończy się spadkiem cen – dużo mniejsza ilość pieniądza musi obsłużyć kurczący się wolniej wolumen transakcji towarami i usługami – dlatego ceny muszą spaść – i mamy deflację. Rząd ani bank centralny (zależnie od systemu prawnego) nie są w stanie uzupełnić ubytku pieniądza (brak dostatecznych rezerw kruszcu!). Coż więc stało się w krajach trzymających się parytetu złota w czasie recesji? Deflacja oddziaływała na gospodarkę na dwa sposoby – zniechęcała inwestorów do ryzykowania działalnosci gospodarczej (pieniądze trzymane w materacu i tak powiększały swoją siłę nabywczą) – oraz – utrudniała zadłużonym podmiotom spłacenie długów (spłata długu stawała się coraz większą częścią kosztów).

Prędkość obiegu pieniądza a parytet złota

Przyjmijmy, że wprowadziliśmy walutę zlotą. Jeśli dojdzie do jakichś zaburzeń (wojna, klęska nieurodzaju, zamieszki, Wielka Depresja, „zwykła” lub „wielka” recesja po pęknięciu bańki spekulacyjnej) – i ludzie zaczną tezauryzować pieniądz (wyprowadzać go z obiegu – przygotowując się „na czarną godzinę”, wycofując depozyty z banków w obawie przed ich bankructwem), to aby możliwe było obsłużenie dotychczasowej liczby transakcji w gospodarce

PQ = M × V
P – poziom cen (wektor),
Q – wolumen produkcji dóbr i usług (wektor),
• – symbol iloczynu skalarnego,
M – ilość pieniądza w obiegu (M0, M1, M2 lub M3),
V – prędkość obiegu pieniądza,
× – „zwykłe” działanie mnożenia (w ciele liczb rzeczywistych)

będzie musiało dojść do albo deflacji (spadek P), albo do wzrostu V (wyprowadzenie każdej monety z obiegu ma efekt V-krotnie większy – schowanie “złotego złotego” pod materac pozbawia inne podmioty w gospodarce V – 1 złotych, tyle transakcji kupna nie będzie mogło być obsłużonych. Dlaczego spadek cen nie jest wyjściem? Bo producent już za pracę i surowce zapłacił. Zatem każda dostosowawcza obniżka cen w sytuacji niesprzedania produkcji jest stratą producenta. Ale to nie koniec. Inni producenci obserwując spadek cen – mogą “ciąć straty” – tak jak w panice na giełdzie – wyprzedawać zapasy ze stratą (mają koszty płacowe, kredytów – wszystko obliczone dla starych poziomów cen). Oczywiście lawinowa wyprzedaż “zapcha rynek”, czyli … po wyprzedaży będzie się utrzymywał niższy popyt niż przed nią. Jak długo? Dłużej niż wielu producentów pozostanie wypłacalnych. Lawina bankructw, zwolnień, zaciskania pasa – witamy w 1929, panowie “austriacy”.
Mogą się pojawić takie ciekawe zjawiska jak “paradox of thrift” czy “liquidity trap”. Jakie narzędzia polityki gospodarczej będzie miał w ręku rząd?
1. Ekspansji monetarnej – nie da się prowadzić, pieniędzy dodrukować się nie da, mimo, że bardzo ich brak i w systemie finansowym (warto sprawdzić hasło „kryzys z roku 1907”) i w obiegu.
2. Ekspansji fiskalnej również się nie da prowadzić – przychody budżetowe katastrofalnie spadną wskutek kolosalnej recesji. Można próbować zadłużać się u ludności (sprzedawać obligacje za złoto) – ale – dlaczego ludzie mieliby ufać państwu, że będzie miało w przyszłości dość dochodów, by swoje obligacje odkupić?

Jak długo taki stan może trwać? Aż część ludzi nie umrze z głodu albo nie pozabija się między sobą? W 1929 trwało to długo. W Argentynie nie tak dawno głodujący pracownicy poprzejmowali opuszczone fabryki (poszli tam pilnować maszyn przed dewastacją przez złomiarzy – film The Take (La Toma)).

Na marginesie – jeśli zgodnie z ideami “szkoły” austriackiej wszystkie waluty narodowe będą oparte o złoto, to staną się one związane sztywnym parytetem (wynikającym z mas i prób monet). Czym się taki system będzie różnił od unii monetarnej, która doprowadziła do bankructwa Grecji i kryzysów w Hiszpanii, Irlandii, Portugalii oraz problemów we Włoszech?

„Złota waluta” a unia monetarna – skutki makroekonomiczne

Jeśli ktoś choć pobieżnie śledził wiadomości ekonomiczne na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, powinien zetknąć się z pojęciem sztucznego zaniżania kursu jena do USD lub juana (waluta ChRL) do USD. W jakim celu rządy Japonii i Chin mogły zaniżać kurs własnej waluty? Najłatwiej zrozumieć to na przykładzie.

Jeśli robotnik chiński zarabia 1000 juanów i wytwarza za tą pensję np. jeden samochód na miesiąc, a robotnik w USA za równowartość 1000 dolarów wytworzy 2 samochody na miesiąc, to aby Chiny mogły eksportować do USA swoje samochody juan musi być wart nie więcej niż niż 0,5 USD (zakładamy identyczną jakość i brak kosztów transportu!). Jeśli dzięki nowym maszynom i innej organizacji pracy pracownik w USA będzie w stanie wytworzyć 4 samochody miesięcznie, kurs juana do dolara będzie musiał spaść do 0,25 USD, aby chiński samochód był nie mniej atrakcyjny dla amerykańskiego nabywcy niż wytworzony przez lokalnych producentów. Znaczy to mniej więcej tyle, że mierzona samochodami pensja robotnika chińskiego musi być (wskutek jego 4x niższej produktywności pracy) 4x niższa niż pensja pracownika w USA. Cena samochodu będzie identyczna w obu krajach. Jeśli rząd Chin będzie chciał ułatwić eksport samochodów, może obniżyć kurs juana jeszcze bardziej – do np. 0,2 USD. W tej sytuacji konsument w USA będzie mógł nabyć chiński samochód taniej niż amerykański (przemysł w USA zbankrutuje, a pracownicy pójdą na bezrobocie – tak jak np. Hiszpanie i Grecy). Obniżka kursu juana zmniejszy siłę nabywczą chińskiego robotnika na rynkach dóbr importowanych z USA. Amerykańskie samochody będą więc droższe w Chinach niż chińskie.

Co to ma wspólnego ze strefą euro? Przed powstaniem strefy euro kursy walut państw, w których produktywność pracy rosła wolniej niż w innych – były obniżane (lub spadały wskutek gry podaży [sprzedaż dewiz przez eksporterów] i popytu [popyt importerów na waluty] na rynku walutowym ), by utrzymać konkurencyjność cenową eksportu i zmniejszyć konkurencyjność importu. Ten mechanizm zwiększania atrakcyjności cenowej dóbr eksportowanych dla zagranicznego nabywcy (gwałtowna przecena złotego wywołana ucieczką spekulantów z GPW i polskich obligacji – do dolara i euro), pomógł polskiej gospodarce w latach 2008-2009 (czyniąc z polskiego pracownika jeszcze tańszego niewolnika).

Kryzys na rynku długu publicznego jest skutkiem znikniącia mechanizmu dostosowań kursowych po utworzeniu strefy euro. Część państw strefy euro przez kryzysem finansowym prowadziła wzorową politykę fiskalną (politykę nadwyżek budżetowych). Dla części państw peryferyjnych problemem nie jest poziom długu publicznego (mierzonego jako odsetek PKB) lecz jego dynamika związana z brakiem dostatecznego wzrostu gospodarczego (przychody podatkowe nie rosną dość szybko, by pokryć koszt spłaty odsetek od długu publicznego) – gdy padają branże, które dotąd eksportowały, zanika wzrost gospodarczy.

Dla krajów strefy euro istnieją dwa rozwiązania problemu podtrzymania konkurencyjności eksportu – wewnętrzna dewaluacja (obniżenie pensji wszystkich pracowników stosownie do zmian relatywnej produktywności względem innych krajów unii walutowej) albo wyjście ze strefy euro i dewaluacja nowej waluty narodowej. Należy jednak pamiętać, że aby wyjście ze strefy euro uzdrowiło sytuację gospodarczą kraju tak zadłużonego jak np. Grecja – konieczne jest przewalutowanie obligacji denominowanych w euro na walutę narodową. Inaczej wskutek dewaluacji dług publiczny w relacji do PKB wzrośnie (wraz z kursem euro do np. „nowej drahmy”). Dewaluacja wewnętrzna jest w sytuacji wysokiego długu publicznego nonsensem ekonomicznym – obniża przychody budżetu (podatki od płac) – i nie zmniejsza stosownie zadłużenia! Kraj o niskim długu publicznym może jednak strategię dewaluacji wewnętrznej zastosować – i odnieść sukces (o ile społeczeństwo zaakceptuje obniżki płac …).

Standard złota funkcjonuje niemal identycznie jak strefa euro. W obu brak mechanizmu dostosowawczego w postaci płynnych kursów walutowych – waluty „złote” są związane sztywnym parytetem wymiany (wynikającym z mas i prób monet). Państwo zbyt wolno zwiększające produktywność pracy nie może dokonać obniżenia kursu, jak w przykładzie powyżej. Może dokonać wewnętrznej dewaluacji – albo opuścić standard złota. Tak postąpiły państwa w czasie Wielkiego Kryzysu w celu odzyskania konkurencyjności (dewaluowano własną walutę, dokonywano ekspansji monetarnej i fiskalnej – co zaowocowało wzrostem gospodarczym, jak widać na wykresie.

Należy podkreślić, że Euro jest ideą chybioną od samego początku. Państwa narodowe mogły utrzymywać pełne zatrudnienie i mieć zrównoważony Rachunek Obrotów Bieżących tylko pod warunkiem, że zmiany względnej produktywności wobec otoczenia gospodarczego były równoważone dostosowaniami kursu walutowego. W momencie przejścia na sztywny kurs walutowy (ERM-2 i Euro, ale również – parytet złota) państwo traci zdolność skorygowania spadku relatywnej produktywności poprzez dewaluację waluty.
Należy wskazać na jeszcze jeden problem. Otóż w unii walutowej dostosowania kursowe nie są możliwe. Co je zastępuje? Nie dewaluacja wewnętrzna. Dochodzi do upadku przemysłów w całych regionach geograficznych i migracji siły roboczej do obszarów, gdzie jeszcze jest praca. Upadek jednego zakładu przemysłowego może doprowadzić do upadku wielu innych, katastrofy obejmującej miasto bądź region. Przykładem mogą być Stany Zjednoczone – i ich puste miasta – Flint, Detroit. Czy państwo narodowe może sobie pozwolić na to, by stać się opuszczonym regionem Europy?

Na koniec – rzućmy okiem na recesje i bezrobocie w USA w latach 1930-2008:

Źródło: US Depressions and Recessions 1930 – 2011 – A Comparative Severity Analysis

Źródło: US Depressions and Recessions 1930 – 2011 – A Comparative Severity Analysis

Przedostatnia kolumna tabeli pokazuje wartość wskaźnika dotkliwości (rozmiarów) recesji (Calculated value), ostatnia, RSI – informuje, jaką częścią katastrofy z 1929 była doświadczana recesja. Jak widać – dotychczas żadna recesja nie była porównywalna z tą z 1929. Szokująco niski jest poziom bezrobocia w trakcie recesji po II Wojnie Światowej: 3,9% przy spadku PKB o 10,9%.
Wiele do myślenia powinna dać również kolumna 4: „Years of Recession”. W okresie „wielkiej moderacji” (1947-1977) – czyli pełnego zwycięstwa idei keynesowskich w sterowaniu gospodarką „zwykłe” recesje trwały 1 rok! Przy bardzo niewielkim (według standardów 20-lecia światłych rządów III RP) bezrobiciu! Okres „wielkiej moderacji” skończył się recesją dłuższą – wywołaną dwoma szokami naftowymi. Kolejne recesje dotykały już gospodarki coraz bardziej zderegulowanej – i próbowano sobie z nimi radzić metodami monetarystycznymi i neoliberalnymi.

Zasady Przedruku z serwisu Polska Myśl Narodowa:
Przedruk jest dozwolony, pod warunkami:

  1. podania pierwotnego źródła, niezależnie, czy artykuł znaleziono na stronie myslnarodowa.wordpress.com, czy jako przedruk. Oznacza to, że cytując artykuł przedrukowany z serwisu Polska Myśl Narodowa należy podać na liście źródeł na pierwszym miejscu:
    myślnarodowa.wordpress.com
    lub pełny adres internetowy, np.:
    https://myslnarodowa.wordpress.com/2012/02/17/cenzura-google-ukrywa-polakom-nie-wolno-znalezc-w-internecie/
  2. niedokonywania skrótów ani zmian w tekstach i plikach graficznych.

1 responses to “Druk pieniądza, parytet złota i recesje

  1. Ja Samuraj 12 grudnia, 2012 o 8:39 pm

    Co to jest deflacja.
    (Uwaga p.e.1984: to pierwszy tak kompetentny komentarz na naszej stronie, poprawiam nieliczne literówki i błędy stylistyczne, autora wpisu przepraszam za te ingerencje.)
    Zauważyłem powszechne mylenie pojęcia deflacji ze spadkiem cen wywołanym konkurencją w warunkach zdrowej gospodarki. Dlatego chcę wyjaśnić, czym jest deflacja. Wtedy, mam nadzieję będzie bardziej widoczne niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą realizowanie w praktyce postulatów myśli neoliberalnej.
    Japonia od około 20 lat boryka się z deflacją, jest to wystarczająco długi czas, aby poczynić ważne spostrzeżenia. Niestety, co jest bardzo niepokojące, również w Europie pojawia się taka tendencja. W krajach takich jak Hiszpania i Portugalia deflacja staje się faktem. Ale uwaga, również w Polsce są branże, w których notuje się zapaść i spadek cen (np. budownictwo), a to zjawisko może pociągnąć za sobą całą gospodarkę, jak efekt domina. Jednak zaskakująco wielu ludzi nie bardzo rozumie grozę tego zjawiska. A jest się czego bać!
    Zasadniczo deflacja wynika z różnicy pomiędzy podażą a popytem. Innymi słowy, jest to sytuacja, w której podaż jest większa niż popyt. Niektórzy ludzie mówią: „deflacja sama w sobie nie jest zła, bo ceny produktów stają się niższe”. Ale należy być świadomym, że „ spadające ceny poszczególnych produktów”, a „dalszy spadek ogólnego poziomu cen”, to są dwa różne zjawiska i należy je rozpatrywać osobno!
    Podam prosty przykład: pewna firma wprowadziła nowy atrakcyjny produkt na rynek. Oczywiście na początku bardzo wielu ludzi chce go kupić (nadmierny popyt). Ponieważ tylko jedna firma zajmuje się produkcją, to może sprzedawać po wysokiej cenie. Z czasem jednak pojawia się konkurencja i zaczyna się „walka cenowa”. W rezultacie ceny spadają i konsumenci mogą ten produkt kupić taniej. I myślę, że wszystkie osoby które piszą, że „jest korzyść w deflacji” mają na myśli właśnie taką sytuację. Ale ściśle rzecz ujmując, ten stan, to nie jest deflacja! Jest to po prostu wynik konkurencji na zdrowym rynku. (Uwaga p.e.1984: zauważmy, że w opisanej przez Pana sytuacji doszło do likwidacji nadzwyczajnych zysków w danej branży. Te nadzwyczajne zyski mogły być przeznaczane bądź na utrzymanie nadzwyczajnie wysokich płac, bądź – co jest obecnie normą – nadzwyczajnej renty kapitałowej, ponieważ pracownicy nie mają dostatecznej siły negocjacyjnej, by egzekwować nadzwyczajne płace w nadzwyczajnie rentownych branżach. W momencie zaniku nadzwyczajnej rentowności w danej branży w gospodarce rynkowej następuje odstąpienie od dalszego zwiększania mocy produkcyjnych w tej branży (nie napływa do niej nowy kapitał, zwabiony nadzwyczajną rentownością) – ale do momentu zrównania renty z otoczeniem rozpoczęto pewną liczbę inwestycji, które po ich ukończeniu nie osiągną nawet przeciętnej rentowności, a co więcej – ściągną rentowność całej branży poniżej przeciętnej rynkowej! Problem został szerzej opisany jako zagadnienie koordynacji. Oczywiście przy odpowiednio wysokim spadku rentowności w branży może dojść do masowych bankructw (z powodu utraty zdolności spłaty kredytów, nawet przy niezerowym dochodzie), co w przypadku branż o dużym udziale w PKB (licząc podwykonawców) może wywołać recesję.)
    A więc czym jest deflacja? Według definicji OECD, deflacja to: „dalszy spadek ogólnego poziomu cen”. To nie jest to samo, co „spadek cen poszczególnych produktów”. To nie są pojęcia równoznaczne! Dodam jeszcze więcej, gdyż niektórzy ludzie źle rozumieją stan deflacji: to „dalsze obniżenie ogólnego poziomu cen” automatycznie prowadzi do zmniejszenia dochodu narodowego. Z kolei wynikiem tego jest wzrost bezrobocia i ostatecznie ogólna sytuacja finansowa państwa ulega jeszcze pogorszeniu.(Uwaga p.e.1984: w przypadku równoczesnego ruchu wszystkich płac i cen w gospodarce realny dochód narodowy pozostałby nie zmieniony. Ale tylko w sytuacji, gdy żaden podmiot w gospodarce nie jest zadłużony! To właśnie dług w warunkach deflacji musiałby być negatywnie oprocentowany, sugeruję doczytać ten fragment: Pułapka płynnosci (liquidity trap). To niezdolność do spłaty długu staje się najpierw przyczyną szukania oszczędności na płacach, zwolnień, a w dalszym etapie dostosowań – obniżki cen. Kiedy to samo ma miejsce w dostatecznie wielu branżach załamuje się popyt w całej gospodarce. I tu zaczyna się znana spirala „debt-deflation”.)
    Załóżmy sobie na przykład, że kupiłeś dom z pomocą kredytu hipotecznego. Wraz ze „spadkiem ogólnego poziomu cen”, wartość Twojego domu idzie na dno. Jednak kwota zadłużenia do spłaty w banku wcale nie spada. Ponadto realna stopa procentowa idzie w górę, ponieważ wartość pieniądza rośnie. Już przez to widać z jakimi trudnościami muszą borykać się zadłużeni ludzie i firmy, funkcjonujący w warunkach deflacji. A le to nie wszystko: deflacja – to wzrost bezrobocia. Wyobraźmy sobie, czego nikomu nie życzę, że właściciel domu stanął w sytuacji podbramkowej: utracił źródło dochodów. Aby spłacić kredyt chce sprzedać dom, ale jego wartość rynkowa okazuje się być mniejsza od wartości kredytu pozostałego do spłaty. Co pozostaje…
    Owszem przyznaję, że niektórzy ludzie skorzystają na deflacji. Jednak z punktu widzenia ogółu społeczeństwa – deflacja jest zjawiskiem bardzo szkodliwym. A kto korzysta na deflacji? Ci ludzie, którzy mają wysokie, pewne dochody. Dla nich jedynym odczuwalnym efektem deflacji jest spadek cen.
    Podkreślam: deflacja to sytuacja w której podaż przewyższa popyt (popyt < podaż), dlatego firmy nie chcą realizować nowych inwestycji. Przecież nikt nie będzie produkował rzeczy, jeżeli wie, że ich nie sprzeda. Nawet jeżeli przedsiębiorcom obniży się podatki (CIT), to kwotę uzyskaną z tej obniżki zatrzymają w postaci zysku lub przeznaczą na spłatę długu. (Uwaga p.e.1984: Dlaczego tak się stanie? Ponieważ większość przedsiębiorstw działa w oparciu o niewielki kapitał własny i wysoki kredyt (tzw. lewar, dźwignia). Te nieliczne, które nie są zadłużone nie mają żadnych rentownych obszarów gospodarki, w których warto by było inwestować. Więc kapitał lokują w bankach krajowych, lub zagranicznych (przedsiębiorstwa z USA korzystały na deflacji w Japonii i niskiego oprocentowania kredytu w tym kraju, pożyczając „tanie” jeny zamiast „drogich” dolarów).)
    Ponieważ ogólny dochód gospodarstw domowych maleje, a ludzie są zaniepokojeni możliwością bankructwa swojej firmy i utratą pracy, to jak najbardziej starają się zmniejszyć konsumpcję. W rezultacie popyt jeszcze bardziej maleje, gospodarka zmniejsza się. Koło się nakręca. To jest prawdziwa groza deflacji.
    Jak wygląda sytuacja w moim kraju? W Japonii prywatne firmy oraz gospodarstwa domowe mają 10 bilionów jenów oszczędności zdeponowanych w bankach! Te pieniądze tam leżą bezczynnie, bo nikt ich nie chce pożyczyć. Dlatego, że jest deflacja. Obniżka cen np. telewizorów jest przez konsumentów zjawiskiem mile widzianym. Ale dla producentów tych telewizorów i dla pracowników fabryk, od pewnego poziomu, może mieć katastrofalne skutki. Ponieważ w efekcie spadku cen spółka nie generuje zysku, ma straty, to musi zwolnic pracowników, zamknąć fabrykę i ewentualnie ogłosić bankructwo. W rezultacie wzrasta bezrobocie, budżet zamiast otrzymywać podatki musi płacić zasiłki, pogarsza się sytuacja finansowa państwa… Co gorsza groźba upadku nie dotyka tylko samego producenta telewizorów, ale sięga coraz dalej: do jego kooperantów, a wreszcie rozlewa się na cały kraj tzw. „ostatecznego wytwórcy produktu” i „sektora usług”. To właśnie jest deflacja! Do tego prowadzi „dalszy spadek ogólnych cen”.
    Z perspektywy mikroekonomii można myśleć, że „deflacja jest zaletą, bo można kupić tanio telewizory i radia”, ale jeżeli mówimy o gospodarce kraju, to musimy rozpatrywać ją z punktu widzenia gospodarki narodowej w skali „makro-ekonomicznej”. Warto przejrzeć na oczy: deflacja może być bardziej przerażająca niż inflacja!
    Wpływy do budżetu spadają, jakie działania najczęściej wtedy podejmuje rząd? Na przykład zwiększa stawkę podatku VAT. Jaki jest skutek? Ludzie próbują oszczędzać zmniejszając konsumpcję. Ponieważ konsumpcja maleje, przedsiębiorstwa nie mogą sprzedać swoich produktów. A ponieważ nie mogą planować wzrostu sprzedaży, to nie inwestują. Dlatego podczas deflacji samo obniżenie podatków nie zachęci przedsiębiorstw do inwestycji. Natomiast w celu wygenerowania zysków i obniżenia (optymalizacji) kosztów firmy podejmą poniższe działania: „zwalnianie pracowników” i „zamykanie fabryk” – w wyniku czego wzrośnie bezrobocie i spadną dochody budżetu, a wzrosną jego wydatki na zasiłki. Tak działa spirala deflacyjna. Deflacja prowadzi do śmierci, śmierci gospodarki. Gospodarka Japonii właśnie znajduje się w tym stanie.
    Polska nie powinna wstępować na tę drogę. Dlatego warto skorzystać z doświadczeń Japonii.
    W ciągu ostatnich 20 lat rząd japoński nie uczynił żadnych poważnych ruchów zmierzających do rozwiązania problemu deflacji. W rezultacie co roku w moim kraju odnotowuje się ponad 30 000 samobójstw. Rośnie stopa bezrobocia wśród młodych ludzi. Z powodu braku perspektyw, trudnej sytuacji finansowej, spada ilość zawieranych małżeństw. Z tych samych powodów maleje wskaźnik urodzeń. Automatycznie zwiększa się co roku liczba emerytów. W rezultacie finanse państwa są coraz bardziej napięte. Rząd japoński jest w długu wobec swojego narodu w formie obligacji rządowych. Ich wartość równa się połowie budżetu krajowego. Narastająco, kwota długu doszła do 200% PKB. Jednak Japonia ma środki do walki z deflacją, mimo to japoński rząd nie zastosował ich przez 20 lat!!
    Dlaczego japoński rząd nie myśli poważnie o gospodarce narodowej?
    Istnieje wiele powodów tej sytuacji. Jednym z nich są osoby zatrute przez ideę „neoliberalizmu". Idea ta ogarnęła cały świat, dominując wśród ludzi polityki, biznesu i mediów. Neoliberalizm i promowane przez neoliberałów hasła „globalizmu” skutkują narastającym lawinowo rozwarstwieniem społecznym, tym, że „bogaci są coraz bogatsi” a „biedni stają się coraz biedniejsi”. Neoliberałowie głoszą bardzo atrakcyjnie brzmiące hasła, ale rzeczywisty efekt ich działań – opisałem wcześniej. Dlatego właśnie zdarzyła się w USA manifestacja pod hasłem „Occupy Wall Street”!
    Neoliberalizm wywodząc się z myśli ekonomii neoklasycznej przyjmuje jeden ważny punkt widzenia: rynek jest ważniejszy niż kraj (Państwo). Innymi słowy, w konsekwencji dobro jednostki stawia nad dobrem wspólnoty (społeczeństwa). Ale uwaga! Jednostka, czyli „indywidualna osoba” oznacza tu nie zwykłego pana Kowalskiego, ale akcjonariusza, właściciela przedsiębiorstwa. A wspólnota, to cały naród. Dlatego warto mieć świadomość, że idea globalizmu narodziła się w celu realizacji osobistych interesów akcjonariuszy i im służy! Globalizm jest taką formą prowadzenia polityki gospodarczej, która nie zwraca uwagi na ekonomię danego kraju, nie działa w interesie gospodarki narodowej. Wspólna waluta EURO w Unii Europejskiej oraz pakt TPP w Japonii są typowymi przykładami narzędzi globalizmu.
    Neoliberałowie kuszą słowami: „likwidujmy cła i bariery pozataryfowe, pozwólmy na swobodne poruszanie się kapitału, towarów i ludzi, bo dzięki temu gospodarka będzie rozwijać się globalnie”. Te piękne słowa – to oszustwo! Najwyższa pora wreszcie przejrzeć na oczy! Już w niektórych krajach widoczne stają się skutki tej polityki.
    Uważam, że zarówno w Japonii, jak i w Unii Europejskiej, która stoi na skraju deflacji – nie powinno się wprowadzać w życie idei globalizmu powstałych na podstawie myśli neoliberalnej. Nie w tej sytuacji! To nie jest lekarstwo na tę chorobę!
    W stanie deflacji opłaca się wrócić do jakże niepopularnej obecnie i powszechnie krytykowanej idei keyensizmu. O tym napiszę kolejnym razem.
    Zapraszam do dyskusji, również na stronach:
    http://www.facebook.com/#!/ja.samuraj
    http://samuraj7.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?0

Dodaj komentarz